wtorek, 27 sierpnia 2013

Warkot ciągnika....

Goszcząc w weekend na Pikniku Lotniczym (relacja już niedługo), w czasie przerwy między lotami naszą uwagę przykuły ciągniki pracujące na polach należących do Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej im. Tadeusza Kościuszki w Tomkowicach. Ich widok oznacza, że plony zostały już zebrane, spoczywają dumnie w spiżarni, nadchodzi czas przygotowania ziemi do odpoczynku, a dla ludzi czas świętowania. Nadchodzi czas Dożynek. Mimo tego, że dzisiejsze społeczeństwo jest bardzo nowoczesne i stanowczo odcina się od wsi to nie da się zapomnieć o tym, że to jednak ziemia daje nam pożywienie. Przecież zboże pachnie chlebem i niebem, zboże błyszczy latem i miłością, troską rolnika i ludzkim potem. 
Spójrzcie jak wygląda praca na roli, która w przyszłym roku zaowocuje złotymi kłosami zboża. Może to nie jest orka pługiem ciągniętym przez konia ale wciąż oznacza trud pracy człowieka.








A na tym zdjęciu widać już nasz trud pracy. To właśnie w takich warunkach przychodzi nam czasami pracować. Plujemy piaskiem, wyciągamy z oczu kurz i delektujemy się tym co zatrzymuje obiektyw by móc to pokazać później Wam. Dlaczego? Bo Polska jest piękna, bo życie jest piękne i warte pokazania.



środa, 14 sierpnia 2013

Pałac w Szymanowie

Po wizycie w Roztoce nasze projektowe kroki skierowały się do Szymanowa. Z czasów uczęszczania do tamtejszej szkoły podstawowej zapamiętałam, iż w parku znajduje się pałac zwany przez miejscowych "rysztówką". Nigdy tam nie byłam i tak naprawdę nie wiedziałam czy miejsce to skrywa w swych podwojach coś ciekawego dla fotograficznego oka Projektu. Jednak zgodnie z ideą - gdzie diabeł nie może tam Projekt Milo na pewno wlezie, kiedy tylko Milo usłyszała o tym przybytku stwierdziła, że musimy to zobaczyć. Zaparkowałyśmy tuż obok bramy parku i molestowane przez pojawiające się zewsząd tabliczki z napisem TEREN PRYWATNY WSTĘP WZBRONIONY...... poszłyśmy dalej! Cóż, po włamie do pałacyku w Jaskulinie takie tabliczki nam nie straszne. Po przejściu obok zabudowań gospodarczych które nie przedstawiały się zbyt imponująco naszym oczom ukazał się Pałac.





Przepiękny, otoczony platanami, wywołał szeroki uśmiech na naszych twarzach. O dziwo drzwi wiodące do tego przybytku okazały się .. otwarte. Łeee nie będzie włamu! Weszłyśmy i ..... szczęki nam opadły. Przepiękna stolarka okienna, odnowione drzwi, iiiiiiiiii......











iiiiiiii główna sala, gdzie górne piętra z balkonami wspierają się na kolumnach !!!!!!!!!!!!!!! Szok!!!! Cud, miód i orzeszki. Wprost nie mogłyśmy wzroku oderwać. Myszkując w bocznych pomieszczeniach mimo nikłego światła udało nam się znaleźć schody na piętro. Nieco chwiejne ale co to dla nas (cwaniakujemy, bo mamy dobre ubezpieczenie), oczywiście ruszyłyśmy na górę. I tu niestety kończy się nasza dobra passa ponieważ w połowie schodów usłyszałyśmy kroki dobiegające z dołu.... 
Zamarłyśmy na chwilę po czym Milo wyszeptała: albo to właściciel i jakoś się wykpimy albo to żule i dostaniemy wp....ol!!!!! Schodzimy czy nie? Z sercem w gardle (no dobra z pełnymi majtami) zeszłyśmy i na szczęście to nie byli żule. To był Pan Zbyszek, który pilnuje tego pałacyku (POZDRAWIAMY I DZIĘKUJEMY ZA ADRENALINĘ, JESZCZE NIKT NAS TAK NIE WYSTRASZYŁ!!!) Po krótkich wyjaśnieniach Pan Zbyszek okazał się przemiłym człowiekiem, który nie tylko nie wezwał policji ale i oprowadził nas po Pałacyku. Pozwolił nam wejść na dach, z którego roztacza się wspaniała panorama wsi. Oprowadził z latarką po podziemiach i pokazał studnię głębinową znajdującą się w jednym z pomieszczeń. Opowiedział Nam również o teledyskach kręconych w tym miejscu. Stylowa Spółka Społem nakręciła tutaj teledysk do piosenki Zespół Wzmacniaczy. 
Jeśli ktoś ma ochotę posłuchać to linka macie tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=H6SdnI2Y6bg











Niestety zmorą tego wspaniałego miejsca są poszukiwacze skarbów, którzy bez pozwolenia wdzierają się na teren obiektu, wybijając okna, wyłamując kraty oraz niszcząc tynki. Cóż potępiamy takie działania. Na zakończenie, kilka wiadomości z historii tego miejsca. Niewiele udało Nam się tego znaleźć ale  dobre i to. 
Pałac powstał w 1825 r. wg projektów K.F. Schinkla. Zbudowany został na planie kwadratu, kryty jest dachami spadowymi i płaskimi W jego wnętrzu znajdują się przepiękne balkony, które biegną dookoła sali głównej. Po II wojnie światowej, przez 3 lata w pałacu stacjonowały wojska radzieckie. W chwili obecnej znajduje się on w rękach prywatnych. Prowadzone są szeroko zakrojone prace renowacyjne. Położono nowy dach oraz osuszono mury. Odnawiana jest stolarka drzwiowa oraz okienna. Dookoła pałacu znajduje się park z bardzo pięknym drzewostanem (stare klony, platyny i tuje). Kiedyś przy założeniu znajdowały się również stawy.


I to już koniec relacji z drugiego już w naszym projektowym życiu włamu. Jesteśmy bogatsze o jedno wspaniałe miejsce, jeden wpis na Naszym ukochanym blogu, jednego przyjaciela (Panie Zbyszku to o Panu mowa), adrenalinowe atrakcje. Dodatkowym plusem jest zakup kontrolowany 10 ekologicznych jajek i 2 kg pomidorów z gospodarstwa Pana Zbyszka, które znajduje się na wprost bramy wjazdowej do Pałacu. Polecamy, po prostu pycha!!!!!! Suma summarum in plus!!!!!! Czy będzie kolejny włam w naszym wykonaniu? Nie obiecujemy ale miejcie się na baczności, bo gdzie diabeł nie może tam.......... Projekt Milo pozdrawia, wciąż z wolności :) :) :) 

niedziela, 4 sierpnia 2013

Władcy przestworzy

"Niech mocno silnik gra, a śmigło ostro tnie
Nie straszny mrok i mgła, nie straszny wiatr, co dmie" 
- Gammadion - Władcy Przestworzy

Polskie złote pola to nie wszystko co udało nam się ustrzelić w to parne sobotnie popołudnie, które roztapiało każdą chęć wyjścia z domu z taką samą łatwością z jaką roztapia smołę w asfalcie. Na obrzeżach naszego miasta mieści się lotnisko i miałyśmy to szczęście, iż odbywały się tam loty szybowców (Świebodzickie Towarzystwo Lotnicze uzyskało certyfikat, upoważniający do rozpoczęcia szkoleń) a obok stały dwa wspaniałe dromadery z bardzo miłymi pilotami na pokładzie i Spirit of Świebodzice. Jeden z pilotów (specjalnie dla Projektu Milo), kazał dromaderowi uśmiechnąć się do zdjęcia a drugi wspominał coś o zamerdaniu ogonkiem. Pozdrawiamy:)
Obejrzyjcie galerię tych wspaniałych władców przestworzy. W pierwszych kadrze szybowiec Puchatek.


Spirit of Świebodzice to niewielki morane-soulnier, dla którego świebodzickie lądowisko stało się miejscem bazowym. Ciekawostką jest fakt, że samolocik przyleciał aż z Malmo bezpośrednio do Świebodzic w czasie 3h 15minut.




PZL M-18 DROMADER to samolot agrolotniczy i pożarniczy. Ponieważ planowano, iż samolot znajdzie wielu nabywców na rynku amerykańskim, zaprojektowany został tak by spełniał amerykańskie przepisy cywilne FAR-23. Podczas opracowania projektu korzystano ze współpracy amerykańskich zakładów ROCKWEL a właściwie oparto się na konstrukcji samolotu S-2R Thrush Commander. Konstruktorem prowadzącym był inż. Józef Oleksiak, który stwierdził, iż przy wykorzystanej mocy samolot może przenosić więcej ładunku użytecznego od pierwowzoru amerykańskiego. Do napędu wykorzystano silnik od samolotu An-2 (Tak naprawdę był to silnik Pratt & Whitney z lat trzydziestych produkowany następnie w ZSRR na licencji) Początkowo samolot opracowano jako maszyna agrolotnicza z możliwością użycia do zwalczania pożarów, podczas produkcji samolotu zmieniła się technologia upraw rolnych w związku z czym znacznie spadło zapotrzebowanie na samoloty agrolotnicze a wzrosło zapotrzebowanie na samolot do zwalczania pożarów. Dromader będąc jednym z największych samolotów rolniczych o udźwigu 2200 kg chemikalii znakomicie sprawdził się podczas gaszenia pożarów w wielu krajach. Produkcja seryjna ruszyła w Mielcu w 1979 roku. Do końca 2000 roku zbudowano 716 samolotów. Większość produkcji oferowana była na eksport, w Polsce pozostało 88 maszyn, najliczniejszym odbiorcą samolotów są Stany Zjednoczone gdzie sprzedano 211 egzemplarzy, poza tym samoloty używane są w 23 krajach na wszystkich kontynentach, między innymi Australia, Chile, Chiny, Czechosłowacja, Hiszpania, Kanada, Kuba, Niemcy (w tym była NRD i RFN), Nikaragua, RPA, Węgry.








czwartek, 1 sierpnia 2013

Fedor Sommer Drogą do młyna - Bronów

Pewnego popołudnia odwiedziłyśmy zrujnowany już Pałac w Bronowie. Pałac ten był centralnym punktem wsi. Pierwsza wzmianka o jego obecności w obrazie Bronowa pochodzi z 1492 roku, kiedy to wspomina się, że "pani baronowa von Both posiadała tu obronny dwór." W okresie przedwojennym w pałacu istniało archiwum dworskie, którego najstarsze dokumenty sięgały wstecz do 1542 roku. Najcenniejszym dokumentem tu przechowywanym był urbarz Bronowa, a zatem wykaz powinności chłopskich wobec dworu i jego właściciela. Pałac, a wraz z nim cała wioska posiadała licznych właścicieli od czasów średniowiecza. Wśród nazwisk posesorów okresu nowożytnego napotykamy m.in. na rodzinę von Czettritz, von Matuschka i von Schaffgotsch. W 1740 roku jej właścicielem był ponownie hrabia von Matuschka. W 1751 roku wieś zakupił kanclerz księcia biskupa wrocławskiego von Mutius. W rękach tej rodziny Bronów pozostawał nieprzerwanie do 1945 roku. Tutejsze dobra rycerskie, czyli majątek związany z dworem, obejmowały łącznie 150,35 ha ziemi (z czego 101,44 ha przypadało na pola uprawne, zaś 26,59 ha - na tereny leśne). Dane te wskazują na wyjątkowe znaczenie majątku dworskiego w obrazie tej wsi, bowiem obszar całego Bronowa wynosił ok. 180 ha.


Von Mutiusowie, których doczesne szczątki spoczywają na cmentarzu przy kościele w Dobromierzu, tworząc wyjątkową mogiłę rodzinną, byli dobrymi gospodarzami Bronowa. Pisałyśmy o nich w poście:

Rodzina von Mutius - w poszukiwaniu resztek świata który minął
http://projekt-milo.blogspot.com/2013/07/rodzina-von-mutius-w-poszukiwaniu.html

W 1880 roku ówczesny właściciel wioski Ernst von Mutius dokonał przebudowy i rozbudowy dawnego dworu obronnego, przekształcając go w prawdziwy pałac. Dwupiętrowe rozległe założenie otaczał również piękny park w stylu angielskim. Wyposażenie pałacu odpowiadało randze rodziny von Mutius, która pełniła wysokie funkcje w państwie pruskim - jej członkowie należeli do korpusu dyplomatycznego, piastując m.in. godności ambasadorów Prus, a potem Niemiec, w Portugalii. Do najcenniejszych elementów wystroju należały zbiory szkła, porcelany i galeria obrazów autorstwa takich malarzy, jak Pesne i Graff. Los wywarł jednak okrutne piętno na właścicielach pałacu i jego wyposażeniu w 1945 roku Sowieci wyrzucali cenne dzieła sztuki przez okna i na klatkę schodową tego obiektu. Ludność niemiecką wypędzono do lasu, gdzie kazano jej zrobić sobie szałasy z dywanów i gobelinów wyrzuconych z wnętrz pałacowych. Już wówczas obiekt ten zaczął popadać w ruinę. Obecnie jego właścicielem jest świdniczanin, były poseł, a dziś wicestarosta świdnicki Ryszard Wawryniewicz, który jak się zdaje, też niewiele robi w kierunku uratowania tego wspaniałego niegdyś zabytku.
Sama wieś Bronów powstała około 1305 roku. W tym okresie wspomniana została źródłowo jako "Burn", co oznacza w języku staroniemieckim "Źródło". Pod taką nazwą, lecz w zdrobniałej formie, występowała ona do 1945 roku (niem. "Börnchen" = "Źródełko"). W literaturze historycznej związanych z dziejami tej wioski przypuszcza się, że nazwa pochodziła od "Źródła Piwowara", które wybijało na terenie tej wsi i nie wysychało nawet podczas najbardziej suchego lata. Do nazwy wsi nawiązywał również jej herb z XIX wieku, w którym przedstawiono kobietę dźwigającą dwa wiadra wody ze źródła.


Prawdopodobnie Bronów początkowo należał bezpośrednio do książąt ze świdnicko-jaworskiej linii Piastów, potem wieś nadana została któremuś ze śląskich rodów rycerskich. Niewiele jednak wiadomo o najdawniejszych dziejach tej wsi. Jeszcze w II połowie XIV wieku wieś musiała należeć do prastarej śląskiej rodziny von Schweinichen, gdyż jeden z jej przedstawicieli Gunczelin von Sweyn w 1387 roku ufundował ołtarz dla kościoła w Świnach, a kapitał fundacyjny spoczywać miał właśnie na wsi Bronów. Od samego początku swego istnienia wieś ta posiadała charakter dużego folwarku z dworem oraz kilku mniejszych gospodarstw chłopów, którzy zobowiązani byli do pracy w majątku. Jeszcze w 1785 roku nie wymieniano na jej terenie żadnego kmiecia (bogatego chłopa), lecz jedynie 13 zagrodników oraz 3 chałupników. Wieś liczyła w owym czasie zaledwie 85 mieszkańców. Stał tu również 1 młyn wodny.






















Jak widać na zdjęciach niewiele pozostało z tego wspaniałego Pałacu. Czas jest nieubłagany i nadgryza swym zębem mury. Uwieczniłyśmy to, co wciąż jeszcze wskazuje na dawną świetność tego miejsca. Szkoda tego Pałacu, bo to porządny kawałek historii. Wokół panuje nieład, park przypomina przypadkową plątaninę drzew i krzaków, widać ślady po alkoholowych libacjach, nie mówiąc już o tym że wykorzystuje się to miejsce jako przybytek, gdzie nawet król piechotą chadzał, a przecież mogło by to być wspaniałe miejsce do "zjechania z drogi". No cóż, drodzy Projektomaniacy, pokontemplujcie z nami tą piękną "dzicz".


A tu część rozrywkowa posta, piękny telemark w wykonaniu Milo. Z małą podpórką ale na Mistrzostwa Świata w zjeździe na tyłku jak znalazł. Jak to mówią w branży: "ALE SPRZĘT W GÓRZE!"


Cóż, miejsce grożące zawaleniem, z licznymi tablicami ostrzegającymi, więc nie zachęcamy do odwiedzin. Dziś to my - niezmordowany Projekt Milo odkryłyśmy dla Was to miejsce z 1000 pajęczyn i wiszącymi groźnie nad głową cegłami. Postawcie na bezpieczeństwo i niech po tym zapomnianym przez Boga i ludzi zabytku prowadzą Was tylko Nasze zdjęcia.
Z pozdrowieniami od porządnie ubezpieczonego Projektu Milo.