piątek, 30 maja 2014

Muzyka nie dzieli sie na gatunki, tylko na charaktery


Mega utalentowany, młody człowiek. Muzyk z dziesięcioletnim stażem, raper z rockową chrypą, gitarzysta, tekściarz, poeta, producent - jednym słowem człowiek renesansu posiadający niezliczoną ilość talentów. Szczery do bólu, przez jednych za to kochany, przez innych znienawidzony. Daniel Piórek bo o nim mowa, bardziej znany jest jako Demia, Doberman, Tadeusz Demianowski. Jak sam z uśmiechem przyznaje - Większość nawet nie wie jak mam na imię. Skąd tyle pseudonimów? Odpowiedź jest prosta, bo nikt po prostu nie uwierzy,  że to wszystko robi jeden człowiek.


Spotykamy się w piękne, słoneczne popołudnie na świdnickim rynku. Tu się urodził, wychował i mimo iż Jego rodzinne korzenie sięgają nawet Krakowa, w którym czuje się niemal jak w domu, Jego serce oddane jest Świdnicy.



Tu mieszka i tworzy. Bierze aktywny udział w życiu kulturalnym miasta i wraz z grupa zaprzyjaźnionych artystów napędza muzyczną scenę tego miasta.


Wychował się w bardzo muzykalnej rodzinie. Ojciec grał, mama śpiewała a starsza siostra co chwila podsuwała Mu nowe kawałki. To była tylko kwestia czasu, kiedy to mały Daniel odkryje w sobie miłość do muzyki. Tym bardziej, że jako chorowite dziecko zmagał się z niedowładem lewej ręki i z zalecenia lekarza (chodź można się tu doszukiwać małego spisku ;) bo przecież nic się nie dzieje bez przyczyny) uczył się grać na gitarze.




Przełomowym momentem było Opole'99, kiedy to jako dziewięciolatek niezmiernie się nudził na festiwalu dopóki na scenę nie wyszedł Grzegorz z Ciechowa z materiałem z płyty "OjDADAna" i nóżka Demi po raz pierwszy zatupała do taktu.

Jako 14 - latek założył pierwszy zespół. Potem wszystko potoczyło się lawinowo: „Garasz”, „Human Inner Vision”, „Rebel Division” i wiele, wiele innych.


Jednym z ważniejszych przystanków w Jego karierze jest zespół  „Zakaz Wjazdu”, w którym był wokalistą. Dołączył do zespołu w wieku 16 lat. Młody człowiek został zauważony na jednym ze swoich koncertów. Piotr Krakowski zaproponował Danielowi przyjście na próbę gdyż szukali wokalisty. Mimo niezbyt udanego występu, Piotr wiedząc, że jest w tym chłopaku ogromny potencjał, wziął Go pod swoje skrzydła. Wiele pracy i niezliczona liczba koncertów, które są dla muzyka, szczególnie młodego, niesamowitą szkołą życia, opłaciły się. Głos Demi się rozwinął, zmienił barwę a naturalna chrypa (której, jak się przyznaje sam nie lubi) podbiła serca fanów. Po 6 latach, drogi muzyków się rozeszły, ale... czy na zawsze?


Trafił się wyjazd za granicę. Z pracy nic nie wyszło, wrócił po dwóch tygodniach. Jednak teraz wie, że ten wyjazd dał Mu bardzo wiele. Przede wszystkim przewartościował diametralnie Jego podejście. Zdał sobie sprawę jak wszystko jest ulotne i nabrał pokory do życia. To co wtedy było zderzeniem z rzeczywistością z perspektywy czasu nabrało innego znaczenia - jednej z ważniejszych lekcji, za którą jest bardzo wdzięczny.

Powstało pytanie: I co dalej? Czy zaczynać wszystko od początku? Czy wracać do tego co było? A może pora zrobić wreszcie coś dla siebie, coś co zawsze chciał robić.



Rap!!! To jest to co Go kręciło od dawna. Dlaczego nie? Tak jak pomyślał tak też zrobił. Tą decyzją wzbudził sensację wśród znajomych. - Stary, dlaczego rap? - padały pytania. - A kiedy mnie widziałeś w skórze?

Przyzwyczajeni do Jego wizerunku, przestali zwracać uwagę, że mimo iż grał rocka, zawsze w Jego ubiorze przeważały bluzy, zwisy, czapeczki (których tak na marginesie jest absolutnym fanem ;) ). I w ten oto sposób machina ruszyła.


Kultura hip-hop bardziej zrzesza niż dzieli, muzycy sobie pomagają i chętnie ze sobą współpracują. Wiedząc to, nie dziwi nikogo ilość gości na płycie "A.K.A.Demia". Szesnaście kawałków, które są różne, jednak razem tworzą pełną, spójną całość. Jeśli chcecie poznać Dobermana to posłuchajcie Jego tekstów - Bo nie podpiszę się pod czymś z czym się nie zgadzam - sam przyznaje.

Nad naszym gościem, krąży małe fatum jeśli chodzi o daty. Parokrotnie był już zmuszony przełożyć premierę płyty, padały różne daty jednak jak zapewnia - Płyta ukaże się w tym roku. A póki co mamy dla Was Promomix. Zapraszamy do zapoznania się, bo naprawdę warto.
Na pytanie jaki muzyczny duet jest Jego największym marzeniem, bez najmniejszej chwili wahania odpowiada - Philip Anselmo. Łączy w głosie wszystko to co kocham. Z polskich muzyków spełnieniem marzeń był by duet z pochodzącym z  Wałbrzycha, Trzecim Wymiarem.

Związana jest z tym też pewna anegdota. Na jednej z imprez, podchodzi do niego znajomy i mówi:
- Ty mi się kojarzysz z jednym wokalistą.
- Jakim? - pyta Daniel

- Z Philip'em Anselmo.
- Stary!!! To największy komplement jaki mogłeś mi palnąć, bo jestem jego największym fanem!!!


Mimo młodego wieku ma spore doświadczenie muzyczne, współprace z krajowymi i zagranicznymi raperami,  ma na koncie pracę przy wielu teledyskach, do niektórych pisał nawet scenariusze. Do najbardziej zwariowanych wydarzeń można zaliczyć zamknięcie zdjęć do trzech klipów w niespełna dziesięć godzin. Wie czego chce, jakie ma możliwości i jak brzmieć dobrze, jednak ciągle dąży do perfekcji. I jak większość artystów nie lubi swojego talentu. Jednak skrajne rodzaje muzyki które przewijały się w domu miały ogromny wpływ na Jego rozwój i wykształciły niezwykłą wrażliwość muzyczną, która teraz owocuje.



Wiele pozytywnej energii leci w Jego stronę a słowa uznania od takich gwiazd jak Krzywy z DeMono czy Sebastian Riedel, przed którymi miał okazję grać, dodają skrzydeł. Jednak Daniel ma ogromny dystans do siebie i wie, że czeka go jeszcze masa pracy by osiągnąć to o czym marzy.



A propos pisania (szeroki uśmiech na twarzy naszego gościa, chyba wie o co chcemy zapytać ;) ). Jak to jest, że raper wydaje tomik poezji? Chyba jak każdy tekściarz, także Daniel pisał od czasu do czasu coś do szuflady. Z biegiem lat było tego coraz więcej i tak narodził się pomysł na tomik poezji. Znalazł się sponsor, wydawca i ... i tu kolejne zderzenie z brutalną rzeczywistością. "Wydany" tomik zniknął w magicznych okolicznościach wraz z bankructwem firmy odpowiedzialnej za jego wydanie, która nie wspomniała nawet słowem o swoich problemach. Przykre, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jak tylko prawa autorskie wrócą do muzyka, planuje on udostępnić go swoim fanom za pośrednictwem internetu gdzie będzie dostępny do pobrania. Szukajcie poezji  Tadeusza Demianowskiego - bo pod takim pseudonimem ukrywa się raper. Swoja drogą to zabawne - przyznaje - jestem muzykiem od 10 lat a ciągle dostaje pytanie o ten tomik.



Jedno z ostatnich pytań dotyczyło Jego rodzinnego miasta. Co chciałby w nim zmienić lub poprawić? Po chwili zastanowienia stwierdza, że w mieście raczej nic, ale chciał by zmienić ludzi. Ich mentalność i ignorancję. Ludzie mówią, że nic się nie dzieje. Świdnicki Ośrodek Kultury z roku na rok przechodzi sam siebie urozmaicając życie kulturalne miasta. Jednak ile byś nie zrobił zawsze powiedzą, że się nic nie dzieje a najgłośniej będą krzyczeć ci którzy na te imprezy w ogóle nie chodzą.


Reaktywacja Zakazu Wjazdu po trzech latach nieobecności na rynku okazała się wielkim sukcesem gdyż na muzyków czekały pełne sale. Nowa płyta A.K.A.Demia już niebawem w sklepach, materiał na kolejną się powoli zbiera. Tomik poezji a w przyszłości może nawet książka (której pomysł powstał dawno temu, jako złożony projekt łączący książkę, muzykę i film). W planach masa koncertów klubowych ale także plenerowych. Takie są najbliższe plany młodego muzyka.


Jeśli zapytacie nas jaki jest Demia? Piekielnie inteligenty, sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty, kreatywny, zdolny i ... prawdziwy z Niego dżentelmen ;) Przyłapany na gorącym uczynku, jak szarmancko wręcza kwiatki na pożegnanie kelnerkom :)


Czas pożegnać się z naszym gościem. Było nam niezmiernie miło go poznać i trzymamy mocno kciuki by wszystkie plany udało się zrealizować i czekamy z niecierpliwością na nową płytkę.





niedziela, 25 maja 2014

Tillowitz szlakiem Frankenbergów i Schlegelmilchów


Kiedy w 1779 rok wieś Tułowice przejął Johann Karl hrabia Praschma, ich gospodarka znajdowała się w nie najlepszym stanie. Hrabia próbował różnych sposobów, chcąc poprawić rentowność majątku.

W 1813 roku pod namową Johanna Degotschona z Opola, miedziorytnika, malarza i  modelarza ceramiki, praktykującego wcześniej m.in. w Królewskiej Manufakturze Porcelany w Berlinie, hrabia zdecydował się na założenie manufaktury fajansu w Tułowicach. Kontrakt założycielski podpisany został 15 stycznia 1813 roku. W opuszczonych budynkach Johann urządził manufakturę ceramiki, którą zajął najpierw jako dzierżawca, a po wykupieniu od 1 czerwca 1819 roku - jako właściciel. W zaledwie parę lat wytwarzała ona około 30 000 naczyń (kamionkowych i fajansowych) w tradycyjnym stylu prószkowskim.

Po śmierci Hrabiego Johanna Karla w 1822 roku, Tułowice przejęli jego spadkobiercy. W 1830 roku dobra tułowickie zostały wystawione na licytacje przez Urząd Książęcy Prowincji Górnośląskiej.

I w ten oto sposób  1 lipca 1835 roku dobra Tułowice stały się własnością Ernsta hrabiego von Frankenberg -Ludwigsdorf, a już 19 lipca 1835 roku Frankenbergowie opuścili swoje wrocławskie mieszkanie i  wprowadzili się do nowej posiadłości w Tułowicach.



Tułowice, po odłączeniu od dóbr niemodlińskich, stały się samodzielnym państwem stanowym Herrschaft Tillowitz. Dobra szlacheckie w głównej mierze stanowiły lasy  kopalnia torfu, glinki ceramicznej, bazaltu,  Przy zamku działał browar, gorzelnia i młyn, a nieopodal znajdowała się huta żelaza. W wiosce stało 80 domów, funkcjonowały 62 gospodarstwa chłopskie i zagrodnicze. Były tu 3 gospody, 9 zakładów rzemieślniczych i 11  handlarzy.

Po wykupieniu Tułowic Frankenbergowie zastali w pobliżu swojego zamku małą fabrykę fajansu, którą wykupili i zatrudnili w niej nowego zarządcę - inspektora Seligera, który wprowadził szereg zmian. Wytwarzane tu wyroby zyskały nazwę „czarnej porcelany”. Glazurę do pokrywania naczyń wykonywano z czarnej szlaki pochodzącej z tułowickiego pieca hutniczego. Zastosowany przez niego sposób zdobienia glazurą i srebrem do końca pozostał jednak tajemnicą. Po śmierci Seligera zakład zaprzestał produkcji fajansu, a w wyniku kolejnych modernizacji przystosowano go do produkcji porcelany.

W 1855 roku, po śmierci hrabiego Ernsta, tułowicka manufaktura, nazywana już Hrabiowską Manufakturą Porcelany Frankenbergów  Gräflich - Frankenbergschen Porzellanmanufaktur Tillowitz, przeszła wraz z  resztą dóbr w ręce hrabiego Freda von Frankenberg – Ludwigsdorf. Początkowo nowa fabryka nie przynosiła spodziewanych zysków, problem dotyczył wysokich wymogów technologicznych stawianych przy produkcji porcelany.

Ostatecznie od 1858 roku hrabia Fred wydzierżawił fabrykę parokrotnie,  dzięki czemu w 1873 roku produkty fabryki wystawiane były na światowej wystawie przemysłu w Wiedniu. Jednak żaden z dzierżawców nie zagościł tu na stałe.

Hrabiowska fabryka porcelany była istotnym źródłem utrzymania dla liczącej ponad 1100 osób  społeczności Tułowic. Hrabia Fred wiedział, że zatrudniając około 120 pracowników i będąc głównym odbiorcą torfu z okolicznych kopalń, które generowały kolejne miejsca pracy musiał dołożyć wszelkich starań by utrzymać zakład.

1 maja 1889 roku do Tułowic przybył Erhard Schlegelmilch. Syn Reinholda Schlegelmilcha - właściciela fabryki porcelany  Suhl w Turyngii. Erhard przyjechał tu jako nowy dzierżawca zakładu ceramicznego Frankenbergów.  Manufaktura  nie  spełniła  jednak  jego  oczekiwań. Była zbyt mała, a jej usytuowanie w starych zabudowaniach nie dawało perspektyw na rozbudowę. Również jej wydajność była zdecydowanie za mała na sprostanie konkurencji wielkich fabryk porcelany z Dolnego Śląska. Mimo tego Schlegelmilchowie wydzierżawili hrabiowski zakład  myśląc cały czas nad stworzeniem własnej firmy.



Erhard już w 1891 roku pozyskał od tułowickich chłopów teren usytuowany przy stacji kolejowej - odpowiedni do lokalizacji własnej fabryki. Szybko staną tu nowoczesny zakład, który w 1904 roku jako filia zakładu ojca wpisany  został  do rejestru przedsiębiorstw. Stara hrabiowska fabryka,  została rozebrana.





W rok po otwarciu tułowicka filia została przekształcona w spółkę handlową z Reinholdem (który niebawem został powołany na członka Królewskiej Rady Handlowej Prus) i jego synami Erhardem, Arnoldem i Wilhelmem Otto Schlegelmilch


Od początku największą uwagę właściciele skupiali na eksporcie. Erhard Schlegelmilch kładł szczególny nacisk wysoką jakość produktów. Powstały trzy dalsze piece do wypalania porcelany, firma otrzymała własną bocznicę kolejową, ułatwiającą dostawy surowców, opału i transport wytworzonych wyrobów. W 1904 roku powstał nowoczesny, ekskluzywny budynek administracyjny. 






W 1910 roku fabryka zatrudniała 600 osób. Około 95% produkcji eksportowano, głównie do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Kolejno tułowickie wyroby trafiały do Ameryki Południowej, Francji, Holandii i krajów Orientu. Firma miała swoje przedstawicielstwa w wielu wielkich miastach, takich jak Amsterdam, Londyn, Paryż i  Wiedeń. Wielkie znaczenie odgrywał partner handlowy w USA, gdzie w Nowym Yorku, początkowo na 5th Avenue, a  później przy 16th Street East, firma otworzyła własną wzorcownię. Tajemnica sukcesu tułowickiej porcelany w tym okresie leżała przede wszystkim w stosowaniu znakomitej technologii, utrzymywaniu bardzo wysokiej jakości oraz w różnorodności form, trafnie dopasowanych do gustów odbiorcy.

Nowa fabryka porcelany wniosła istotny wkład w rozwój Tułowic. Życie mieszkańców wioski coraz bardziej splatało się z fabryką i jej porcelaną. Już przed 1902 rokiem powstało wiele mieszkań zakładowych dla zatrudnianych w niej fachowców. Oprócz stałych pracowników fabryki mieszkali tu m.in. dekoratorzy porcelany sprowadzeni z Chin, których zadaniem było przekazanie zasad sztuki dekorowania złotem tułowickim malarzom ceramiki.

Schlegelmilchowie są fundatorami miejscowego kościoła ewangelickiego, powstałego tu z ich inicjatywy w 1913 roku. Przyczynili się  do budowy miejscowej szkoły ewangelickiej. Kościół ten mogliśmy obejrzeć dzięki uprzejmości obecnego proboszcza - ksiądz Norbert Niestrój.












Jednym z ważnych punktów na naszym szlaku jest Kościół pw. św Rocha wybudowany w latach 1829 - 1840. Przy tym bazylikowym kościółku znajduje się cmentarz a na nim znajdziemy grób Jadwigi Wittke, babci Ryszarda Wittke, która pozostawiając porcelanę na strychu dała początek Muzeum Porcelany.















Liczba mieszkańców podwoiła się, a w okolicy powstały manufaktury trudniące się zdobieniem porcelany, wykorzystujące gotowe, surowe wyroby dostarczane przez zakład. Zmieniła się też zabudowa wioski, fragmentami przypominająca zabudowę miejską.

W 1914 roku wybuchła pierwsza wojna światowa. Arnold Schlegelmilch zlikwidował fabrykę w Suhl i przyjechał do Erharda. Ale Tułowice też przeżywały kryzys. Robotnicy zostali wcieleni do służby wojskowej i wielu z nich nie powróciło już do domu. W czasie działań wojennych zginął powołany do wojska utalentowany modelarz, 21-letni Max Rüffler, uznawany za prekursora w wytwarzaniu tułowickich figurek porcelanowych – twórca popularnego „koziorożca” i „charta”.



Choć koniec wojny w 1918 roku przyniósł duże zmiany, życie społeczności Tułowic powoli wracało do normalności. W okresie międzywojennym liczba ludności wzrosła do 1760 osób. Funkcjonowało tu ponad 120 gospodarstw rolnych oraz około 60 drobnych przedsiębiorstw, browar, kuźnia, sklep i manufaktura zdobienia porcelany Schneidera. Urząd pocztowy z centralą telefoniczną, a także kasa oszczędnościowo-pożyczkowa.



Edukacją zajmowały się dwie szkoły powszechne oraz ludowa, kilka domów gościnnych i restauracji. W miejscowości był lekarz, dentysta, mały szpital, przedszkole, posterunek żandarmerii oraz jednostka ochotniczej straży pożarnej. Gmina, przy wydatnej pomocy Schlegelmilchów, wybudowała nowe boisko sportowe i strzelnicę. Założono drużynę piłki nożnej „FC Tillowitz”,  piłki ręcznej oraz sekcję gimnastyczną „Jahn". Aktywność wykazywał również „Związek Strzelecki Tułowice”, utrzymujący miejscową strzelnicę. Mieszkancy chętnie korzystali z popularnego kąpieliska, męski chór kościelny „Radosna Pieśń”, „Katolicki Związek Nauczycieli”, „Katolicki Związek Pomocy”, „Katolickie Stowarzyszenie Kobiet”.



Zdobyte za granicą  rynki zbytu w następstwie wojny w większości zostały utracone. W tej sytuacji firma położyła większy nacisk na rynek krajowy. Przed I wojną światową posiadała jedno krajowe przedstawicielstwo – wzorcownię w Hamburgu, teraz uruchomiła dalsze: w Berlinie, Dreźnie, Lipsku, Freiburgu, Mühlheim w Bawarii i w Kolonii. Niemieckie mieszczańskie gospodarstwa domowe preferowały szlachetną porcelanę, cechującą się klarowną i wykwintną formą, utrzymaną w czystej bieli,  z  delikatnie uszlachetnionymi złotem rantami, spełniającą również cele reprezentacyjne. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku powstały więc liczne serwisy do kawy i herbaty, wazony, tabakiery, pojemniczki o odpowiednich formach i  dekoracjach.

Dodatkowo fabryka wytwarzała tzw. czystą porcelanę, która sprzedawana na zewnątrz dekorowana była przez miejscowe manufaktury bądź inne firmy, stosujące w takich przypadkach własne sygnatury. Przegląd producentów ceramiki z tego okresu prezentuje nowoczesne style wychodzące z tułowickiej fabryki, a jej produkty określa jako osobliwy i  niezależny „gatunek Tułowice”.



W latach dwudziestych XX wieku fabryka zatrudniała kilkuset pracowników. W 1928 roku Arnold Schlegelmilch wprowadził na rynek porcelanę kremową w kolorze Elfenbein  (kości słoniowej), która szybko zdobyła popularność.

Światowy kryzys gospodarczy na początku lat trzydziestych ciężko dotknął firmy zajmujące się produkcją porcelany. Tułowicka fabryka będąc typowym przedsiębiorstwem rodzinnym odczuła kryzys szczególnie ciężko. Miała nie tylko trudności ze zbytem, redukcją zatrudnienia, obejmującą ponad połowę pracowników, czy skróconymi dniówkami.

W 1934 roku, w odstępie zaledwie czterech tygodni, zmarli  obydwaj właściciele firmy Arnold i Erhard Schlegelmilch, jak również córka Arnolda, Christa. Kierownictwo nad fabryką przejął po nich Lothar Schlegelmilch syn Arnolda. Pomagał mu w tym kuzyn Herbert Schlegelmilch - długoletni dyrektor handlowy firmy. Kryzys minął  w 1937 roku i zakład znów zwiększył zatrudnienie, pozyskał nowe rynki we Włoszech i Grecji oraz przedstawicielstwo w Atenach.


1 września 1939 roku Niemcy rozpoczęły drugą wojnę światową. Życie mieszkańców Tułowic dostosowane zostało do wymogów czasów wojny. Zamówienia dla wojska, zwłaszcza dla potrzeb pobliskiego garnizonu przynosiły fabryce korzyści. Przedsiębiorstwo otrzymało zezwolenie eksportowe na wywóz swojej produkcji, która w największych ilościach trafiała do państw bałkańskich i Skandynawii.

Tułowice, tak jak i inne fabryki porcelany,  wytwarzały proste naczynia dla potrzeb armii. Jednak już niedługo po tym liczne powołania do służby wojskowej złamały personalną strukturę zakładu. Odszedł doświadczony Herbert Schlegelmilch, będący fundamentem przedsiębiorstwa. W styczniu 1940 roku, mając zaledwie 36 lat, zmarł Lothar Schlegelmilch, a niedługo po tym firma pozbawiona została kontraktów na dostawy dla armii. Po śmierci Lothara  fabrykę objęła jego siedemnastoletnia siostrzenica Brigitte Koch. Była ona ostatnią z rodziny Schlegelmilchów właścicielką tułowickiej fabryki.

W styczniu 1945 roku Rosjanie,  przedostali się na Śląsk. Miejscowa ludność uciekała w popłochu. 23 stycznia tułowicka fabryka porcelany przerwała produkcję. 28 stycznia Schlegelmilchowie wraz z dwudziestodwuletnią właścicielką fabryki Brigitte, opuścili Tułowice jednym z ostatnich pociągów, jaki odjechał z  tutejszej stacji kolejowej przed nadejściem frontu, i udali się na zachód. 

I tak oto kończy się ta historia. Dwa znakomite rody, wniosły wiele i miały ogromny wpływ w obecny wygląd miasteczka. Stara fabryka Schlegelmilchów została zastąpiona nowa i podupadła w ruinę. 






Ewangelicki cmentarz z roku na rok zarastał coraz bardziej. Po latach nie zostało po nim śladu a groby wyjątkowych właścicieli tułowickiej fabryki zostały przykryte grubą warstwą ziemi. 

Jak już wspominaliśmy w poprzednim wpisie, nasz gospodarz dba by pamięć po tym wyjątkowym rodzie nie zaginęła i wraz z grupą przyjaciół odkopują, stawiają na nowo i dbają o groby rodziny Schlegelmilch.