Pewnie część z Was wie, że na przełomie
kwietnia i maja udaliśmy się w małą podróż. German Trip - bo tak
nazwaliśmy roboczo nasz wyjazd, był szalonym i niesamowitym przeżyciem.
Nadszedł czas by podzielić się z Wami naszymi przygodami :)
Ale może od początku. Cały wyjazd był dość spontaniczny, chodź pomysł narodził się jakieś dwa tygodnie wcześniej, można tak go określić. Ciężko się przygotować prawie z dnia na dzień do takiej wyprawy - i wcale nie twierdzimy że byliśmy przygotowani ;)
Skąd w ogóle pomysł? Jak regularnie do nas zaglądacie to wiecie, że góry są ogromna pasją Maroniego, a Alpy były wyjątkowym marzeniem. Wyjazd na święta na Śląsk był już dawno zaplanowany, później mieliśmy udać się na krótki urlop do Niemiec. I tu zaczyna się cała historia...
Mapa,
gdzie jest mapa ... jeśli zamiast wracać do Wałbrzycha pojedziemy ...
no tak, Alpy ... tylko gdzie konkretnie jechać ... może Innsbruck? ...
Wow!!! Zdecydowanie Innsbruck ... tylko co dalej?
Tak
wyglądał pierwotny plan. Lepiej nadłożyć teraz niecałe 400 km niż w
nieznanej i odległej przyszłości jechać w Alpy specjalnie. Po dwóch
dniach intensywnej pracy ochoczo wspieranej przez wujka Google,
wyznaczaniu trasy i szukaniu atrakcji, powstało kolejne pytanie. Jak
można mijać Wiedeń i będąc tak blisko, nie zajechać?
Reszta
to już istna alpejska lawina. Przystanki na trasie wyrastały jak grzyby
po deszczu, czas się kurczył w zastraszającym tempie. Popadając w lekką
panikę odwiedziliśmy księgarnię bogatsi o wiedzę w naszych nowiutkich
przewodnikach: Austria, Niemcy, Holandia + komplet map samochodowych, udaliśmy się w drogę.
Ciekawi
co było dalej? Zapraszamy na bloga gdzie w najbliższym czasie dowiecie
się: Jak długo uciekaliśmy przed burzą? Ile zamków można odwiedzić w
jedno popołudnie? Gdzie spędziliśmy noc na dworcu? Jak smakuje kawa na
skoczni narciarskiej? Gdzie jest wyjątkowe zoo? Czy byliśmy ... po
prostu zapraszamy na bloga gdzie przemierzycie z nami prawie 4000
kilometrów.
Zapraszamy serdecznie Milo & Maroni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz