środa, 12 marca 2014

Okiem Maroniego - Legendy Tatrzańskie cz.V

Szczęście w górach, składa się z dziesiątków małych szczęść, przeżywanych wiele razy w ciągu dnia. Pokonanie skalnego progu, wspaniała panorama przy bezchmurnym niebie, posiłek w zaciszu na łonie natury, powrót do schroniska. Szczęście to też burza, która przeszła bokiem.


Skąd się wziął Mnich nad Morskim Okiem

Po drugiej stronie Tatr, na słowackim Spiszu w Czerwonym Klasztorze, żył Brat Cyprian. Górale nazywali Klasztor Czerwonym od koloru cegieł, z których był zbudowany. Brat Cyprian pracował w klasztorze jako zielarz, aptekarz i lekarz. Poza tym zajmował się alchemią, wyrabiał materiały wybuchowe, produkował też lustra. Jego największym marzeniem było latać jak tatrzańskie ptaki, choćby orły. W tym celu przez długie lata pracował nad wykonaniem maszyny latającej. W końcu maszyna była gotowa. Wyglądała jak ptak i ryba zarazem. Zrobiona była z cisowego drzewa, a płótno zostało nasycone żywicą.

Pewnego dnia Brat Cyprian zobaczył w lustrze, przez siebie wykonanym jezioro tatrzańskie, a nad jego brzegiem młodą śliczną pasterkę pasącą owce. Serce zrobiło mu mocniej, gdy usłyszał jej głos.

- Czy pragniesz mnie poznać Bracie Cyprianie? Jeśli tak, to przyleć do mnie nad jezioro na swojej latającej maszynie. Czekam na ciebie - powiedziała pasterka.

- Tak, przylecę do Ciebie! - krzyknął Brat Cyprian, że aż zadudniło w górach. Pasterka znikła z lustra.
Wówczas usłyszał głos z niebios ostrzegający go przed lotem.

- Latać mogą tylko ptaki, a ty jesteś tylko człowiekiem, usłyszał tajemniczy głos. Brat Cyprian popadł w zadumę. 

Nagle ni stąd ni zowąd pojawił się diabeł.

- Ona czeka na Ciebie - rzekł.

 - Dobrze polecę nad jezioro! Odpowiedział Brat Cyprian. Diabeł aż zacierał ręce z radości, że przekonał Brata Cypriana do lotu, mimo ostrzeżeń niebios. Wytrwale pomagał mu w przeniesieniu maszyny latającej z Czerwonego Klasztoru na pobliski szczyt Trzech Koron. Brat Cyprian usadowił się w swojej maszynie latającej, rozejrzał się po okolicy, jakby się zawahał przed lotem nad jezioro.

Zauważył to diabeł, który ponaglał Brata Cypriana do lotu.

- Na co czekasz? Leć już! Krzyknął diabeł.

Brat Cyprian wystartował, wzniósł się w powietrze, coraz wyżej, oddalał się od wzniesień Pienin i kierował się w stronę Tatr.

Po paru godzinach lotu dotarł nad jezioro Morskie Oko. Nad jego brzegiem stała pasterka, jakby czekała na kogoś. Brat Cyprian wylądował nad brzegiem jeziora i wówczas dosięgła go kara niebios. Zerwała się burza z piorunami. Grzmot pioruna zmienił Brata Cypriana w skalny głaz, nazywany do tej pory Mnichem.

W Pieninach echem rozległ się diabelski chichot.




O biednej Kasi co wyszła za księcia

W Chochołowie żył chłop Szymon był wdowcem, sam wychowywał córkę Kasię. Była to piękna, dobra i pracowita dziewczyna. Po jakimś czasie ojciec ożenił się po raz drugi z wdową z tej samej wsi. Miała ona córkę Hankę. Nie była to dobra dziewczyna pyskowała, mądrzyła się, a i do pracy się nie garnęła. Tak, jak to często bywa, macocha nie była dobra dla Kasi, krzywdziła ją. Kasia pracowała od świtu do nocy, spała na strychu lub w stajni. Czasami dała jej obiad. Córka macochy miała wszystko, najładniejsze stroje, i oczywiście nic nie robiła. Widział to ojciec, nie raz próbował Kasi coś kupić, ale zaraz wybuchała taka awantura, że pół wsi zlatywało się przed chałupę Szymona, bo taki był hałas i wrzask, że ludzie nie wiedzieli co się u Szymona wydarzyło.

- Taki to już los sieroty, macocha nigdy nie ma serca, pomyślał smutno chłop. Jak Kasia podrośnie to pójdzie do pracy do bogatego chłopa, potem wyjdzie za mąż za parobka, to się jej los poprawi, pocieszał się Szymon.

Jednego razu, Szymon wraz z baba byli na jarmarku. Matka jak zwykle kupiła nowe sukienki, cukierki dla swej Hanki.

- A może by tak coś, Kasi kupić? Nieśmiało zapytał chłop.

Baba wrzasnęła i Szymon umilkł i posmutniał. W milczeniu wracali do chałupy. Chłop zerwał z drzewa trzy szyszki.

- Dam je Kasi, niech coś ma biedna sierota, powiedział cicho Szymon. Baba to usłyszała i zaczęła się śmiać.

- Tylko niech szyszki trzyma na strychu, bo w kuchni są niepotrzebne, pyskowała baba. Matka dała Hance prezenty, Kasia stała smutna i patrzyła na nowe sukienki, koraliki i ciasteczka.

- Masz moje dziecko i ode mnie prezenty, trzy szyszki - powiedział ojciec do córki. Kasia uśmiechnęła się i podziękowała.

- Wynoś mi się z tymi szyszkami na strych albo do stajni - wrzasnęła macocha.

Pewnego razu, książęcy sługa ogłosił na całym Podhalu, że książę chce się ożenić i zwołuje wszystkie panny na dziedziniec zamkowy, wtedy wybierze najpiękniejszą dziewczynę i z nią się ożeni. 

- Pojadę z tobą na dziedziniec zamkowy - rzekła matka do Hanki - Ty będziesz wybranką księcia - zapewniała matka córkę, a ta w to święcie uwierzyła.

Wystroiła córkę w najpiękniejsze stroje i zanim odjechały na zamek, macocha powiedziała do Kasi:
- A ty kocmłuchu siedź w chałupie i obieraj groch. Jeśli nie zdążysz z robotą przed naszym powrotem, to nie dostaniesz jedzenia przez trzy dni - pogroziła jej macocha. 

- Jak ja to zrobię? To jest praca na kilka dni! Posmutniała Kasia i zaczęła obierać groch. Wówczas przez uchylone okno wleciał ptaszek, miał zranione skrzydełko.

- Nie martw się ptaszku - powiedziała Kasia. Opatrzyła mu skrzydełko, nakarmiła, dała wodę do miseczki. Za chwilę ptaszek ożył, bardzo to ucieszyło Kasię.

- Widzisz ptaszku, będziesz zdrowy!

- Jesteś dobra dziewczyną - odezwał się ludzkim głosem ptaszek.

Ja i inne ptaszki szybko groch obierzemy, a ty Kasiu musisz szybko pojechać na zamek, jesteś najpiękniejszą, zostaniesz żoną księcia! - radośnie powiedział ptaszek.

- Jak ja ptaszku pojadę na zamek, skoro ubrana jestem w łachmany, a i droga daleka, już nie zdążę, a poza tym tyle roboty przede mną! - cicho powiedziała Kasia. 

- Nic się nie martw. Szyszki, które przyjęłaś od taty są czarodziejskie. Ptaszek dziwnie zamachał skrzydełkami i do izby przyleciało bardzo dużo ptaszków. Zaczęły groch obierać. Wówczas szyszki pękły. Z pierwszej szyszki ukazał się śliczny strój, z drugiej eleganckie buciki. Z trzeciej, wspaniały powóz zaprzęgnięty w białe konie.

- Szybko jedź na zamek, ale pamiętaj zaraz po przeglądzie dziewcząt wracaj do domu - powiedział ptaszek. Kasia się przebrała i pojechała na zamek. Na zamkowym dziedzińcu trwał już przegląd dziewcząt. Jak książę zobaczył Kasię to dech mu zaparło. Nie miał żadnej wątpliwości, kto jest najpiękniejszą dziewczyną.

- To Ty jesteś najśliczniejszą, zostaniesz moją żoną? - zapytał Kasię książę. Za chwilę, sługa książęcy ogłosił, iż dokonany został wybór.

Kasia dobrze pamiętała, iż zaraz po przeglądzie dziewcząt ma wracać do domu. Szybko wybiegła z dziedzińca i wsiadła do powozu, który pomknął z Kasią do chałupy.

Kasia weszła do izby i zobaczyła iż ma na sobie znów stare łachmany, a powóz z końmi znikł. Patrzy, na stole obrany groch.

- Oj, moje kochane ptaszki! - zawołała cicho Kasia.

Tymczasem na dworze powstało wielkie zamieszanie, okazało się, że najpiękniejsza panna w czasie biegu do powozu zgubiła jeden bucik, zabrał go sługa i oddał księciu.

Książę zabrał bucik i ogłosił, że na drugi dzień obejdzie całe Podhale i znajdzie pannę, którą wybrał za żonę. Zgubiony bucik musi pasować na jej stopę.

- Jeszcze nie wszystko stracone - powiedziała matka do Hanki. 

Macocha przyjechała do chałupy:
- Obrałaś groch? - zapytała Kasi.

- Tak obrałam - rzekła Kasia. Macocha była zdumiona, ale nic nie powiedziała. Następnego dnia książę objeżdżał wszystkie wsie, dziewczęta przymierzały bucik, lecz nadaremnie. Gdy książęcy powóz zajechał przed chałupę Szymona, macocha wepchnęła Kasię do stajni.
 
Hanka przymierzała bucik, ale w żaden sposób nie pasował do jej stopy. Chałupa Szymona była ostatnią, którą odwiedził książę.

- Czy jest tu jeszcze jakaś dziewczyna? - zapytał książę.

- Nie odparła macocha.

Sługa książęcy nie dał za wygraną, spojrzał do spisu mieszkańców i zapytał, a mieszka tu Kasia?

- Tak, tutaj jestem - Kasia wyszła ze stajni. I chociaż była w łachmanach, książę ją poznał.

- To ty moja najpiękniejsza! - zawołał do Kasi. Książę poprosił ją o rękę.

- Tato, zgodzicie się? - spytała Kasia swego ojca.

- Tak, moje kochane dziecko - odrzekł szczęśliwy ojciec.

Książę pojechał z Kasia na zamek. Wkrótce odbyło się huczne wesele. Ojciec Kasi również zamieszkał na zamku, został naczelnym ogrodnikiem. Kasia ze swym księciem żyła długo i szczęśliwie.




O gazdach co ślimaka zjedli

W Białym Dunajcu spotkali się dwaj gazdowie, którzy szli na jarmark. Jasiek szedł krowę sprzedać, a Władek szedł, by krowę kupić.


- Po co mamy iść do miasta, skoro ty chcesz krowę sprzedać, a ja kupić - powiedział Władek do Jaśka. Tu dokonajmy transakcji.

- Tak by było najmądrzej, ale widzisz, baba mi zawsze każe opowiadać, jak było na jarmarku, a co ja jej powiem, kiedy zawrócę stąd do chałupy - odrzekł Jasiek.

- Skoro chcesz moja krowę kupić, to ja ci ja sprzedam, ale musimy dojść do Nowego Targu.
Idą do chałupy dalej i w okolicy Szaflar, Jasiek mówi do Władka.

- Dam ci krowę za darmo ale musisz zjeść ślimaka.

Władkowi na samą myśl zrobiło się niedobrze. A może i zjem, jak zamknę oczy i szybko wypiję wodę ze strumyka - pomyślał Władek.

- Dobrze zjem ślimaka. Idą dalej i spotkali ślimaka.

- Jeśli go zjesz, to daję ci krowę za damo - potwierdzał swoje słowo Jasiek.

Władek zamknął oczy i wziął ślimaka do ust. Nagle wykrzywił usta i pędzi do potoczku, by napić się wody. 

- Zostało ci więcej niż połowę - krzyczał Jasiek. 

- Więcej już nie mogę odsapnął Władek.

- Skoro zjadłem połowę ślimaka, to daj mi powróz na zadatek, ty krowy bez powroza nie sprzedaż, zaproponował Władek. Chłopy przyszli na jarmark. Jasiek trzymał krowę, a Władek powróz.

- Ty, krowy bez powroza nie sprzedaż, oddam ci go, jak zjesz drugą część ślimaka - powiedział Władek do Jaśka. Jasiek nie miał wyboru, pomyślał że bez powrozu krowy nie sprzeda, a jak przyprowadzi krowę do chałupy bez powroza? Nie ma wyboru i zjadł resztę ślimaka, po czym zaraz poleciał do Dunajca pić wodę. Wówczas, Jasiek do Władka:

- Ja chcę krowę sprzedać, a Ty kupić, więc daj pieniądze, a ja ci daje krowę.

- To po co my ślimaka zjedli? Zapytali oboje.





"W życiu tak naprawdę ważne jest tylko, to co szalone, ale pod jednym warunkiem - trzeba to szaleństwo przeżyć." Aleksander Lwow



C.D.N...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz