niedziela, 16 marca 2014

Okiem Maroniego - Legendy Tatrzańskie cz.VII

"Z gór każdy wraca odmieniony. Nigdy nie pozostaje ta samą osobą, co przed wyjazdem. Ma to wiele wspólnego z faktem zwolnienia tempa życia, z tym że nie jest się osaczonym przez kłopoty i zmartwienia. Po wielu mocnych przeżyciach wspinam się, aby zobaczyć inne góry i przekonać się, jak sobie poradzę tym razem." Doug Scott


Jak czarownica Jaśka nauczyła roboty.

Żyło dwóch braci. Starszy Staszek był pracowity, rano wstawał, karmił zwierzęta, potem pracował w lesie i polu. Młodszy tylko spał i jadł. Wszelkie prośby Staszka by brat pracował kończyły się niepowodzeniem. Starszy brat postanowił więc Jaśka roboty nauczyć. W drugiej wsi na skraju lasu mieszkała czarownica. Mało kto do niej zaglądał. Trudniła się zbieraniem ziół, czasami przychodzili do niej ludzie po zioła i porady. Staszek przyszedł do czarownicy i prosi ją, by jego młodszego brata nauczyła pracy. Czarownica Staszka wysłuchała i powiedziała, że jutro zacznie naukę. Potrwa ona miesiąc.

Następnego dnia Staszek pojechał do pracy do lasu rąbać drzewo. Do chałupy przyszła czarownica. Jasiek jeszcze przez sen zapytał:

- To ty Staszku? Jestem głodny, daj mi jeść, a potem będę dalej spał.

- To nie Staszek, a czarownica. Przyszłam cię roboty uczyć. Szybko wstawaj, jedziemy do mnie. Idź do stajni, konia zaprzęgnij do wozu - Jasiek bardzo się przejął wizytą czarownicy. Szybko wstał i pojechali do chałupy czarownicy.

- Jestem głodny, daj mi jeść - zwrócił się do czarownicy.

- Jeszcze nie, najpierw wyprzęgnij konia, odprowadź go do stajni, schowaj wóz do szopy. Później musisz drzewa narąbać i w piecu rozpalić.

Gdy Jasiek wykonał polecenia czarownicy sądził, że otrzyma posiłek, dochodziło już prawie południe. Ale skądże, czarownica kazała Jaśkowi nakarmić świnie i krowy. Jasiek i te prace wykonał.

- Jest obiad? - Zapytał czarownicy.

- Za chwilę będzie, ale do obiadu trzeba izbę wyszorować i podwórko pozamiatać.

Jasiek bał się sprzeciwiać czarownicy, bo myślał, że może go zaczarować w głaz. Gdy Jasiek podwórko pozamiatał, podłogę w izbie wyszorował, czarownica poprosiła go na obiad. Po obiedzie czarownica dała mu kolejne prace, zeszło mu do wieczora.

Długo też nie spał, bo czarownica wcześnie go budziła do pracy. Nauka trwała miesiąc. Po tym czasie, czarownica odwiozła Jaśka do domu. Starszego brata nie było, gdyż pracował w polu. Jasiek od razu wziął się do pracy. Izbę wyszorował, podwórko posprzątał, drzewa narąbał, konie i krowy nakarmił, trawę skosił a i obiad ugotował. Gdy Staszek przyszedł do domu, Jasiek podał mu obiad. Następnego dnia pracowali już razem.


O kleryku co zbójnikom prawdę powiedział.

Młody kleryk z Witowa szedł przez las do Zakopanego. W lesie przy ognisku siedzieli zbójnicy, którzy świętowali udaną wyprawę na Orawie. Kleryk wystraszył się zbójników, przeżegnał się, zbójnicy otoczyli go.

- Nie bój się, nic ci nie zrobimy, ale musisz powiedzieć nam kazanie krzyknął jeden z nich. Tylko mów prawdę, bo w przeciwnym razie powiesimy cię na świerku, roześmiał się jeden ze zbójników.

- Powiem wam tylko prawdę o waszym życiu! - odpowiedział kleryk, który się nieco uspokoił.

- No mów! Szybciej mów, bo my kazania dawno nie słuchali - głośno roześmiali się zbójnicy. Kleryk się przeżegnał i zaczął mówić kazanie.

- Wasze życie jest podobne do życia Pana Jezusa. Urodził się on w ubogiej rodzinie, tak jak wy. Za młodu pracował w domu, pomagał rodzicom.

Wy tez jako młodzi chłopcy pomagaliście swoim rodzicom w pracach w polu i w lesie.

- Dobrze mówi! Święte słowa mówi! - krzyczeli zbójnicy. Mów dalej, a my sobie cos zjemy i popijemy - śmiali się zbójnicy.

Kleryk, chwilę się zastanowił, po czym zaczął mówić.
- Potem, Pan Jezus ruszył w świat. Wy też ruszyliście w świat, tylko że na zbójnicką ścieżkę.

- Dobrze mówi! Mów dalej, nasz kochany kleryku! - przekrzykiwali się zbójnicy.

Kleryk mówił dalej.
- Pana Jezusa ujęto, torturowano. Was tez złapią, wsadzą do więzień.

- Głupiś kleryku, my się hajdukom złapać nie damy! - śmiali się zbójnicy.

- Masz tu trochę złota! Tylko mów prawdę a nie głupoty! - śmiali się zbójnicy.

- Teraz powiem wam końcowe słowa, weźcie je sobie do serca i rozważajcie! Powiedział kleryk do zbójników.

Zbójnicy byli tak rozbawieni, że nie dosłyszeli końcowych słów kazania kleryka, który powiedział:
- Pan Jezus wstąpił do nieba! A wy tam nie wstąpicie!

Tych słów kleryka zbójnicy już nie dosłyszeli, a szkoda.


O śpiących rycerzach.

Od niepamiętnych czasów górale opowiadają o śpiących rycerzach w Giewoncie. W Kościelisku żył gazda Kuba, który był u zaśpionych rycerzy w Giewoncie.

Było to tak, posłuchajcie. Kuba był doskonałym kowalem, najlepszym w całej okolicy, ponoć nie było lepszego. Pewnego dnia, do chałupy Kuby przyszedł stary człowiek i spytał:

- To wy jesteście kowal Kuba?

- Tak, to ja - odrzekł gazda.

- Mam dla was sporą robotę, jest kilka setek koni do podkucia.

Kuba zabrał narzędzia, podkowy i ruszył za starym człowiekiem.
- A dokąd idziemy? - spytał Kuba.

- Idziemy w kierunku Giewontu - odrzekł stary człowiek.

Kuba znał legendę o śpiących rycerzach w Giewoncie, ale idąc ze starym człowiekiem w kierunku tej góry niczego nie podejrzewał.

Nie mówiąc już o tym, że podąża do groty, w której śpią rycerze. Gdy stanęli przed grotą, stary człowiek podniósł głowę do góry i nagle rozległ się grzmot a potężny blok skalny się rozsunął.

- Chodź za mną - powiedział stary człowiek. Wtedy Kubie serce mocniej zabiło, zdawał sobie sprawę, że idzie podkuć konie zaklętemu wojsku w Giewoncie. Szli krętymi korytarzami, aż znaleźli się w dużej sali. Przy ścianach spali rycerze, było ich tak dużo, że Kuba oczami nie mógł ich wszystkich ogarnąć. W drugiej sali były rycerskie konie.

- Te konie masz podkuć - uśmiechnął się stary człowiek do Kuby. Kuba zabrał się do roboty i po dwóch dniach, podkuł wszystkie konie. Stary człowiek pochwalił Kubę za wykonaną robotę. Wkrótce otrzymasz należną zapłatę.

 Stary człowiek popatrzył na swoje wojsko, jeden z rycerzy wstał i zapytał:
- Czy czas już wstawać?

- Jeszcze nie, ale konie macie już podkute - odparł stary człowiek do rycerza - Idźcie spać.

- A kiedy wojsko wstanie?

- Jak przyjdą złe czasy dla kraju. A teraz idź do wsi, masz tu zapłatę za dobrą robotę - i wręczył Kubie woreczek pieniędzy.

Kuba wyszedł z groty, obejrzał się, rozległ się grzmot, blok skalny się zsunął. Gazda poszedł do chałupy. Jeszcze parę razy chciał trafić do groty Giewontu, ale nigdy nie znalazł tej właściwej.



"Dar ten jest dla mnie szczególnie cenny gdyż przybliża mi tę część polskiej ziemi, której czułem się zawsze ogromnie bliski. Polskim Wierchom zawdzięczam wiele dobrych chwil w moim życiu, w kształtowaniu mojego stosunku do przyrody, do ludzi, do Boga." Jan Paweł II


KONIEC

P.s.  Po jutrze dla wytrwałych i czytających nasze wspaniałe legendy Bonus :) Zapraszamy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz