piątek, 14 marca 2014

Okiem Maroniego - Legendy Tatrzańskie cz.VI

Jednemu się wierzchołki gór upodobały,lubi szczyty wyniosłe, niedostępne skały,chociaż go smutny koniec rzadko może minąć,byle wzniósł się na chwilę, chętnie gotów zginąć.



Jak chłop z Białego Dunajca umierał

W Białym Dunajcu żył chłop, który miał na imię Wojtek. Był to dobry człowiek, choć trochę dziwny, niezaradny, a niektórzy uważali go za trochę głupiego. Trzeba powiedzieć, że leniem nie był. W polu i w lesie pracował. Po jakimś czasie się ożenił z Jaśką z Murzasichla. Żył z babą w zgodzie, chociaż najłatwiejszego życia z nim nie miała. Wojtek sam nic nie potrafił zrobić, baba mówiła mu co i kiedy, a nawet jak ma robić. Jak miał drzewo rąbać, to musiała mu pokazać, jak się siekierę w ręku trzyma, jak przyszła pora na orkę, to baba zaprzęgała konia i najpierw sama orała, a potem chłop sam się brał do roboty. Za to pracował bardzo solidnie. Taki to już był Wojtek.

- To dobry chłop - mówiła sasiadkom, a że trochę niedorajda to trudno, a gorzołki nie pije, nie pyskuje jak wasze chłopy.

Wtedy sąsiadki milkły, bo z tych powodów nie miały łatwego życia.

Jaśka nie mogła znieść tylko jednego przyzwyczajenia swego chłopa, a mianowicie kichania. Przy każdej robocie Wojtek potwornie kichał. Baba na wszystkie sposoby chciała chłopa z tego kichania wyleczyć, parzyła mu zioła, a nawet leki kupowała na jarmarku. Nic nie skutkowało. W końcu spróbowała swego sposobu. Baba wiedziała, że Wojtek strasznie bał się śmierci. Pewnego dnia powiedziała do Wojtka:


- Pójdziesz do młyna po mąkę, tylko nie wolno ci kichać, bo umrzesz! 


Wojtek zaczął lamentować, co to będzie jak umrze! Stoi Wojtek przed młynem i myśli;

- Jeśli wrócę bez mąki, to baba się będzie gniewać, a ja ze zmartwienia umrę, a jesli kichnę, to też umrę!

Postanowił jednak wszystko zrobić, by nie kichać, wszedł do młynarza i po chwili zaczął kichać. Wojtek zaczął ubolewać, że zaraz umrze. Chociaż był głupawy, to dobrze wiedział, że nikt na stojąco nie umiera, więc położył się pod świerkiem i pokrzykiwał:

- Umieram! Umieram!

Tymczasem do worka z mąką zbliżała sie świnia, która zaczęła mąkę jeść. Wojtek sądził, że to przyszła śmierć po niego. Z tego jęczenia Wojtek się zmęczył i usnął. Jego baba niecierpliwiła się, co to też Wojtkowi mogło się stać i zaczęła go szukać.

- Wstawaj Wojtek! zawołała baba

Wojtek otworzył jedno oko, potem drugie:
- To ja żyję - zwrócił sie do Jaśki.

Baba powiedziała do swego chłopa:
- Przyszła do mnie śmierć, która chciała cię zabrać za kichanie. Ostatni raz ci wybaczyła. Jeśli będziesz dalej kichał, to na pewno cię zabierze ze sobą.

- Jesli nie będę kichał, to będę żył? Pytał Wojtek swej baby

- Tak bedziesz żył bardzo długo. Odpowiedziała baba.


Wojtek szybko wstał. Baba mu wybaczyła, że świnia zjadła mąkę, ale była zadowolona, że chłopa z kichania wyleczyła. Od tej pory Wojtek nie kichał, a nawet samodzielnie pracował.



 O wilku

Biegnie wilk leśną polaną pod Reglami i widzi jak lis zjada kurę, którą schwytał u gazdy w Strążyskiej.

- Daj mi troszkę - prosi wilk lisa.


- Spóźniłeś się mój drogi wilczku, została tylko mała kosteczka, taką odrobina nie pojesz, a tylko się rozzłościsz. Ale cos ci poradzę.


U gazdy w Strążyskiej pasie się koń. Jest dobrze umięśniony i młody. Nie tylko sobie pojesz, ale i zrobisz zapas na trudne czasy.
Wilczkowi aż oczy zabłysły.


- Faktycznie ma dobry pomysł - pomyślał wilk. Pobiegł do gazdy w Strążyskiej. W ogrodzie pasł się młody, silny koń. Podszedł do konia.


- Muszę cię zjeść jestem bardzo głodny.


- Dobrze wilczku - powiedział koń - ale mam do ciebie ostatnia prośbę. Zacznij mnie jeść od tylnich nóg. Nie mógłbym znieść widoku jak mnie zjadasz od przodu.


- Dobrze niech tak będzie - wrzasnął wilk i zaszedł konia od tyłu, przełknął ślinkę - nareszcie się najem - pomyślał. Gdy zbliżał się do tylnich nóg swej ofiary, koń potężnie go uderzył kopytami. Wilk, aż jęknął z bólu i uciekł. Gdy się ocknął, sam nie wiedział, zjadł czy też nie zjadł konia? Ale wkrótce głód się odezwał, więc wilk doszedł do wniosku, że konia nie zjadł. Odszukał lisa i opowiedział mu o nieudanej wyprawie skonsumowania konia.


- Trudno lisku muszę cię zjeść - warknął wilk.


- Poczekaj mam lepszy pomysł - zwrócił się lis do wilka. Gazda ma tłustego barana to dopiero będzie uczta dla ciebie - odparł lis.


- Masz rację, baran to smakowite mięso - odpowiedział wilk i pobiegł do gazdy.


- Kochana owieczko jestem głodny wybacz, ale musze cię zjeść!


- Rozumiem wilczku - zabeczał baran. Ale jak widzę zębów nie masz, straciłeś je przy próbie zjedzenia konia. Otwórz pysk, a ja biegiem wskoczę prosto do twojego brzucha.


- I tak będzie najlepiej - odrzekł baran.


- Masz rację, ale pośpiesz się jestem bardzo głodny - zawarczał wilk.


Wilk szeroko otwarł pysk, a baran tylko na to czekał. Zaczął biec prosto z rogami pochylonymi i całą mocą uderzył wilka. Ten zawył z bólu. Ledwo się pozbierał i uciekł do swej kryjówki. Wilk odszukał lisa i opowiedział mu o swym kolejnym niepowodzeniu. Teraz cię zjem odparł wilk i przymierzył się do ataku na wystraszonego lisa. Ten postanowił po raz kolejny przechytrzyć wilka.


- Słuchaj wilku, możesz mnie zjeść, ale zobacz jaki jestem chudy, moimi kościami się najesz? Słuchaj! Znam grubego gazdę, jego zjesz! Wilk znów posłuchał lisa. Pobiegł do gazdy i warknął, zjem cię, jestem bardzo głodny!


- Skoro chcesz mnie zjeść, to proszę bardzo. Gazda musi umrzeć z ciupagą w ręku! Poczekaj moment, wezmę ciupagę. Gazda wszedł do chałupy i mruknął do siebie, dam ci nauczkę! Wyszedł gazda przed chałupę z ciupagą w ręku zjedz mnie jestem gotów! - krzyknął gazda. Wilk się zjeżył i ruszył z impetem na gazdę, a ten go zaczął ciupagą okładać. Wilk jęczał i czym prędzej uciekł, udało mu się ocalić swoje życie. Od tej pory wilk nie wierzył lisowi i nie zbliżał się do gazdowskich osad, ani zwierząt.


Jak Szymon odniósł ciupagę na cmentarz

Szymon Kaspruś z Zakopanego był grabarzem. Kopał groby na Pęksowym Brzysku. Swego czasu przydarzyła mu się niezwykła historia, choć już niejedno widział i przeżył. Swego czasu kopali grób z Wojtkiem spod Lasa, kopali całą noc, gdyż rano mieli murować grobowiec. W czasie kopania natrafili na dwa stare groby. W jednym znaleźli gruby warkocz. Należał on do młodej góralki:

- Trzeba go ziemią przysypać - powiedział Szymon do Wojtka.

W czasie dalszego kopania natrafili na kolejny grób, tym razem znaleźli w nim ozdobną ciupagę. To będzie zbójnicka, pomyślał Szymon, którego ojciec był w zbójnickiej kompanii i niejedną ciupagę widział.

- Przysypać ją? - zapytał Wojtek.

- Nie trzeba, za chwilę sam to zrobię - odrzekł Szymon.

Jednak Szymon nie miał zamiaru jej z powrotem złożyć do grobu. Przykrył ją swoim odzieniem, a po skończonej robocie zabrał do chałupy. Szymon ją wyczyścił i powiesił na ścianie.

- Skąd masz taką ciupagę? - zapytała jego baba.

- Znalazłem pod lasem jak szedłem do chałupy, skłamał gazda.

Gdy wieczorem gazda położył się spać, marzył tylko, by szybko zasnąć. Był bardzo zmęczony pracą przy kopaniu i murowaniu grobowca. Szymon ledwo zasnął ale zaraz się obudził, ciupaga waliła po ścianie i drzwiach. Gazda wstał, zapalił lampę naftową. W izbie cisza, ciupaga wisi na ścianie. Wyszedł przed chałupę, tez spokój, owczarek spał na progu, na widok gazdy tylko pomachał ogonem.

Gazda wrócił do izby i położył się spać. Pomyślał, że coś mu się śniło. Po chwili gazda usnął i znów się obudził - ciupaga jeszcze bardziej waliła w drzwi i ścianę. Gazda zerwał się na równe nogi, obudził babę i pyta:

- Słyszałaś jakieś tłuczenie po drzwiach i ścianie?

- Nie słyszałam, nie marudź, śpij.

Gazda wyszedł przed dom, wszędzie cisza, pies spał na progu. Wrócił do izby i usiłował usnąć. Ale już do samego rana spania nie było, co tylko się położył, ciupaga uderzała w drzwi i ścianę. Baby już nie budził. Postanowił przyznać się babie i opowiedzieć całą prawdę o przyniesionej ciupadze. Kolejnej nocy Szymon tez nie spał, ciupaga nie pozwalała nawet oka zmrużyć.

Szymon wraz z babą poszli po poradę do starego Jarząbka na Żywczańskie, który w młodości zbójował. Szymon opowiedział mu historię o ciupadze i o niespokojnych nocach w chałupie.

- Widzisz - odrzekł stary Jarząbek, ta ciupaga należy do zbójnika i musi spoczywać z nim w jego grobie. Jeśli jej nie odniesiesz na cmentarz, to spokoju nie zaznasz. Pamiętaj, że ciupagę musisz złożyć w grobie przed północą.
Szymon posłuchał rady starego Jarząbka. Wieczorem poszedł na cmentarz, wykopał grób, a przed północą złożył ciupagę do grobu.

Szymon wrócił szybko do chałupy, jego baba czekała na niego. Poszli spać. W chałupie było spokojnie.


"Góry są w nas i przybywamy do nich dla nich samych. By poczuć ich bliskość, wielkość, majestat. Zresztą, każdy w nich szuka czegoś innego. Dla niektórych są sposobem na życie, dla innych ucieczką. Mogą też być drogim sercu wspomnieniem i wieczną tęsknotą."  Wojciech Lewandowski


C.D.N...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz