Wernisaż Andrzeja Frankowskiego był tłumnie wyczekiwanym punktem XXVI Dni Fotografii. Prezentowana wystawa była również premierą nowego albumu "Kobiety". Wystawa odbyła się w Galerii 44 na Świdnickim rynku gdzie jeszcze można ją obejrzeć, zapraszam serdecznie bo naprawdę warto.
Od lat związany z Kętrzynem gdzie się wychował i pracuje. Magiczny
klimat Mazur i malowniczość tych terenów odnajduje również w innych
rejonach Polski, w których zdarza mu się pracować. Dzień zaczyna od
kawy, w której diabeł przez noc macza nogi, a pracę rozpoczyna
popołudniem gdy słońce kłania mu się w pas.
Każde jego ujęcie jest
wyważone i przygotowane w szczegółach. Nie ma bezmyślnych kadrów czy
wykonywania zdjęć dla zasady. Jego praca dzieli się na kilka etapów:
pierwszy photoshop na żywo, czyli przygotowanie kadru i planu. Drugi
etap doczekanie momentu w którym kadr będzie można zamknąć na kliszy.
Trzeci najtrudniejszy etap to oczekiwanie na to aby emulsja światłoczuła
osiągnęła pełnoletniość w swoim wyrazie. Czasem wydaje mi się, że to
On, a nie klisza, dorasta do pokazania swoich obrazów.
Andrzeja można
rozpoznać po obróbce zdjęć. Jest ona bardzo charakterystyczna, a kolory,
które pokazuje są tak magiczne i piękne jak miejsca gdzie powstały.
Nasycenie i głębia kolorów jest niczym obrazy malowane przez stwórcę.
Ilekroć ktoś pyta go ile godzin obrabia jedno zdjęcie spotka go
rozczarowanie w odpowiedzi. Osobiście wiem, że Andrzej nie liczy
godzin... on wyrywa kartki z kalendarza!
Prace Andrzeja przeszły różne drogi od fetishowego zdjęcia palca
przez lekką erotykę po obecne prace oddające hołd kobiecie i ukazujące
je jako świątynie kultu, a nie stragany targowe. Akty, które wykonuje są
na tyle powalające, że poruszają nawet zmysły kobiet. Każda chce być
piękna, a Andrzej wydobywa z nich to czego inni nie widzą.
Czy kocha
swoje modelki? Ja uważam, że modelkę trzeba pokochać i wyszukać w niej
tego co może powalić umysł. Fetish znajduje piękno w połączeniu ciała
kobiety z plenerem i zatopieniu tego połączenia w miksturze światła i
cieni. Czasem ktoś zarzuci, że fotografuje „gołe baby na polu”
sprowadzając sztukę jego aktu do swojego poziomu. Sam twierdzi, że
doskonałość jest niedościgniona i to pogoń za króliczkiem.
tekst: http://www.andrzejfrankowski.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz